czym może być wolność

Kiedy byłam mała, na wyspowych spędach często pojawiała się piosenka, której nie potrafiłam do końca zrozumieć. Mając 6 czy 7 lat trudno zrozumieć dorosłych, którzy z wyjątkowym wzruszeniem śpiewają „(…)chcę tylko domu w Twoich granicach”. Zazwyczaj po takim spotkaniu, pełnym gitar, świeczek i zachwycania się małą Agniesią, wujków czy ciocie widywałam raz w roku – gdy przyjeżdżali do Polski na święta czy inne uroczystości. 20 lat później wiem, że to była pierwsza lekcja tego, czy może być dla mnie wolność.

Ramię w ramię

Kiedy za oknem dziesiątki tysięcy ludzi krzyczy ***** ***, a media społecznościowe zostają zdominowane przez siłę kobiet można mieć w głowie różne myśli. Jedną z nich w głowach tysięcy millenialsów na pewno była ta, mówiąca, że pora wziąć przyszłość w swoje ręce i pokazać, że to początek końca. Nie miało znaczenia ile kilometrów przejdziesz. Nie miało znaczenia ryzyko dostania gazem pieprzowym prosto w twarz. Liczyła się jedność i wkurw, bo nie da się tego inaczej nazwać. Nie wiem, ile z nas miało wtedy w głowie, że jeśli nic się nie zmieni, trzeba będzie wyjechać z kraju, który pomimo tych wszystkich absurdów kochamy. Mogę być jednak pewna, że maszerując ramię w ramię z setkami kobiet i mocno wspierających mężczyzn, poczułam o czym śpiewali moi rodzice i ich przyjaciele 20 lat wcześniej.

Gruzowisko ideałów

Zostałam wychowana w domu pełnym wiary: w Boga, w demokrację, w ludzkie dobro. Do 18 roku życiu każdą niedzielę spędzałam w kościele, a jako mała dziewczynka śpiewałam w kościelnym chórku i byłam Dzieckiem Maryi. Ryczałam, gdy umierał Jan Paweł II, a gdy Tata był w ciężkim stanie modliłyśmy się ciągle. Wiara i Kościół były nierozerwalnym fundamentem mojego życia. Zawsze słyszałam, że Bóg dał nam wolną wolę, abyśmy mogli sami o sobie decydować. I może właśnie dlatego wszystko to, co dziś dzieje się w Polsce boli mnie dwukrotnie? Po pierwsze – bo ktoś zabiera mi wolność wyboru. A po drugie, i może nawet ważniejsze – bo upada fundament, na którym zostałam wychowana. Takich jak ja są tysiące. Wystarczy spojrzeć do mediów społecznościowych, czy do ostatniego sondażu CBOS. Według badań, kolejne pokolenie zaczyna iść bardziej w lewo, niż w prawo. Tego już nie zatrzymacie, szanowni Państwo. To już nie tylko millenialsi.

Wolność bycia kobietą

Kiedy zaczęło się w Polsce piekło kobiet, napisał do mnie mój były chłopak. Nie potrafił uwierzyć, że to co pokazują w czeskich mediach naprawdę dzieje się na polskich ulicach. I pomijając fakt, że mój ex mieszkający w Pradze bał się bardziej o bezpieczeństwo kobiet niż nasz rząd, powiedział jedno ważne zdanie: z polskimi kobietami się nie zadziera, bo macie zbyt silne charaktery i jesteśmy niebywale uparte.
Wypowiedział też na głos zdanie, którego wszyscy się boimy: to zaczyna wyglądać jak Opowieści Podręcznej! Może i ładnie mi w czerwonym, ale zdecydowanie źle wyglądam w schowanych pod czapką włosach. Wolność bycia kobietą to przecież możliwość decyzji czy chcę je rozpuścić czy upiąć, a może zgolić. Wolność bycia kobietą to możliwość decydowania o tym, co stanie się z moim ciałem. Od włosów, twarzy po wybór, czy przerwać ciążę. W Kościele mówili zawsze, że ciało jest świątynią. Jest moją świątynią, o której mogę decydować tylko ja.

czym dla człowieka może być wolność?

Dziewczynki i WF

Założę się, że każda z nas ma świetne historie związane z lekcjami wychowania fizycznego. Moje zaczynają się w już od drugiej klasy podstawówki, kiedy to dostałam pierwszego okresu i zaczęłam dojrzewać jako pierwsza dziewczynka w szkole. Ponoć to wina leków na astmę, które musiałam brać. Na długo zapomniałam o tym koszmarze, tworząc skomplikowaną relację ze sportem w swoim życiu. Pojawił się jednak Pan Minister Edukacji Narodowej i po wielu różnych bzdurach dotyczących kobiet, nastał czas nowego, genialnego pomysłu: dodatkowe lekcje WF dla dziewczynek, żeby walczyć z ich otyłością. Pomińmy badania, które jasno pokazują, że to chłopcy mają większy problem z nadwagą. Panie Ministrze, Drodzy Państwo z Ministerstwa, którzy znajdziecie ten tekst przez Brand24 – te dziewczynki będą Was przeklinać do końca swojego życia.

Koszmar małych kobiet

Wróćmy do czasu, gdy zaczęłam dojrzewać. Był rok 2007, kiedy po raz pierwszy pomyślałam, że nienawidzę lekcji WF-u. W międzyczasie marzyłam jeszcze o byciu siatkarką i całkiem nieźle szło mi spełnianie tego marzenia na poziomie szkolnym! Aż usłyszałam raz, drugi czy trzeci, że jestem grubą świnią, mam cycki jak krowa czy też że lepiej żebym przestała biegać, bo zawali się pode mną podłoga. Nie byłam gruba. Byłam normalną dziewczynką, która szybciej niż jej koleżanki zaczęła dojrzewać. Miałam większy biust, szybciej potrzebowałam stanika. Wstydziłam się go nosić, wstydziłam się swojego ciała.

Bolesny koniec kariery

Tak skończyła się moja kariera siatkarki, a potem i miłość do uprawiania sportu. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że astma szybko postępowała, a nauczyciele WF-u nie chcieli dostosowywać ćwiczeń do chorego dziecka. Tak właśnie wylądowałam na zwolnieniu z WF-u w gimnazjum i skończyłam je razem z końcem liceum. Po drodze chorując specjalnie za każdym razem, gdy dowiadywałam się, że ma być bilans u higienistki i wytykanie każdemu, kto ile waży i jaki ma obwód bioder.
Takich historii dziś, w czasach social mediów i pozwolenia na szkalowanie inności z Samej Góry będzie jeszcze więcej. Na nic zdadzą się dodatkowe lekcje wychowania fizycznego dla „grubych dziewczynek”. Szkoła jest miejscem, gdzie dzieci powinny czuć się bezpiecznie, gdzie powinny być akceptowane, a nie stygmatyzowane na całe życie.

Gdybym tylko była facetem

Gdybym mogła być mężczyzną jeden dzień, wzięłabym Pana Ministra Edukacji na piwo lub whisky, czy co tam piją prawdziwi mężczyźni z krwi i kości. W garniaku i najeczkach opowiedziałabym mu jakie naprawdę istnieją problemy w polskim systemie edukacji. Dlaczego lekcje wychowania fizycznego łączą się z edukacją seksualną, ale przede wszystkim, że to nie dziewczynki są tutaj problemem. Problemem są nauczyciele, którzy nie nadają się do swojej pracy, na czym cierpią dzieci. Problemem jest totalny brak wiedzy, a nawet chęci edukowania społeczeństwa w temacie chorób psychicznych dzieci i młodzieży. Dorzućmy do tego stygmatyzację otyłości i chorób psychicznych od najmłodszych lat. Wreszcie, problemem jest nienawiść do kobiet i brak dialogu z nami. Dialogu, nie stwierdzania, że panowie w garniakach wiedzą lepiej.

Jaki jeszcze numer mi wytniesz?

W piosence, którą śpiewali moi rodzice i ich przyjaciele, a potem i ja, Leszek Wójtowicz śpiewał:

Ile razy swoją twarz ukryjesz

Za zasłoną flag i transparentów

Ile lat będziesz mi przypominać

Rozpędzony burzą wrak okrętu

Tą litanią się do ciebie modlę

Bardzo bliska jesteś i daleka

Ale jest coś takiego w tobie

Że pomimo wszystko wierzę czekam

Jestem Polką. Kocham ten kraj i to właśnie tutaj chciałabym spędzić swoje życie. W małym domku w Bieszczadach, czując się bezpiecznie. Czując się wolną. Bo wolność to możliwość wyboru i decydowania o sobie.