Ponoć pozbycie się zbędnych kilogramów likwiduje wszelkie problemy. Z takiego założenia wyszli twórcy serialu „Insatiable”, z takiego założenia wychodzą tysiące kobiet. Bo jak schudnę, wszystko się zmieni – będę szczęśliwsza, piękniejsza, ułożę sobie życie. Ale czy szczęście zależy od wagi?

 

Znaki z przeszłości

Dwa lata temu byłam pewna, że zostanę plussajzową gwiazdą jutjuba. Nagrałam wtedy kilka filmów, które w sumie zobaczyło kilka tysięcy osób (tak wiem, szaleństwo!), aż w końcu wszystko poszło w odstawkę. Do ubiegłego piątku. Wtedy też, obudził mnie komentarz pod filmem o ogarnięciu, a może bardziej o pogodzeniu się z życiem i ruszeniem dalej? Daria Nowak pisze tak:

„A więc pokochać siebie, godząc się z tym co mamy? Czy dążyć do bycia lepszą wersją siebie i wierzyć, żę wszystko da radę się zrobić, jeśli się człowiek ogarnie i nad sobą pracuje? Pytam bo stanęłam w miejscu z życiem, z jednej strony akceptacja i dziękowanie za to co się ma- dobre, łatwe wyjście, prowadzące jednak tylko do spokoju ducha. Z drugiej strony ruszenie dalej, ogarnięcie się, rozwijanie- trudne, niewygodne wyjscie, prowadzące jednak do czegoś więcej…”

Przez chwilę myślałam, że to jakiś troll. Jednak potem w mojej głowie, pojawiło się jedno, fundamentalne pytanie: co jest łatwiejsze – być wdzięcznym za to, co się ma czy rozpoczęcie rewolucji, a może bardziej doprowadzenie jej do końca?

Lena

Ma 20 lat i jest najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałam. Ciemnobrązowe włosy do bioder, większy biust i zaznaczona talia. Lena nie miała łatwego dzieciństwa, ale za to teraz radzi sobie świetnie. Niedawno poznała faceta, którego każda osoba zainteresowana mężczyznami nazwałaby przystojnym. Nawet bardzo przystojnym. Lena zakochała się z prędkością światła; motyle w brzuchu, świetliki w oczach i kompleksy w głowie. Dlaczego kompleksy? Bo Ideał zaczął jej mówić, że musi schudnąć i wtedy będzie idealna. Schudnąć, skrócić włosy, może nawet je zafarbować. Lena nosiła rozmiar 44 i nigdy jej to nie przeszkadzało. Jednak gdy Ideał rzucił, że jak nie schudnie to nie przedstawi jej swoim kolegom, bo wiadomo – wstyd, ona zaczęła ostro trenować. Dwa treningi dziennie, dieta pudełkowa 1000 kcal i niezbyt legalne suplementy. Taki trochę Majewski dla Deynn.

Bądź dla mnie wszystkim!

Walka trwała dwa miesiące. Lena schudła do rozmiaru 38, a o bólach głowy, napadach zimna i omdleniach jakby zapomniała. W końcu Ideał kupił jej koronkową bieliznę! Nawet powiedział, że wygląda w niej świetnie, ba! Że chce, żeby była dla niego wszystkim. Tylko potem poszli razem na siłownię, bo teraz już mogli. Wiecie, z „laską wielorybem” nie wypada. Lena wzięła nowe suplementy, ale hormony postanowiły pokrzyżować jej plany. Redukcja wagi się skończyła, tak samo jak ostatki sił do ćwiczeń. Fit love story się skończyło, a ona została sama. Miłość ponoć jest ślepa, ale czy ta do siebie samej też powinna taka być? A może to ta trudniejsza droga – ogarnięcia, zmian, która po prostu nie wyszła?

 

Łatwiej czy trudniej?

Dziś Krytyka Kulinarna opublikowała jeden post, który zdenerwował mnie bardziej niż ostatnie pół roku w pracy, a uwierzcie – to bardzo trudne zadanie! Pozwólcie, że zacytuję, bo ledwo trzymam się kanapy z tych emocji.

„Otóż dziewczyny z ewidentną nadwagą krzyczą: „Kocham swoje ciało!”. A inne amatorki nocnego podjadania biją im brawo, bo zawsze to mniejszy wydatek energetyczny, niż dwie godziny siłki cztery razy w tygodniu. To świetnie, że się tak dobrze ze sobą czujecie, ale za leczenie waszych miażdżyc i cukrzyc zapłacimy my wszyscy.”

No to ja bym chciała odpowiedzieć, bo chyba poczułam się wywołana do odpowiedzi. Wiecie, dziewczyna z ewidentną nadwagą to jakby także ja, a że kocham swoje ciało też często krzyczę. Najłatwiejsza decyzja, jaka może przyjść mi do głowy to ta, że dzisiaj idę na siłownię i zaczynam nową dietę. Ba! W wakacje nawet próbowałam diety, bo przecież trzeba być fit – tak każe całej Polsce Ania i Ewa! I wiecie co? To tylko potwierdziło, jak bardzo moje hormonalne problemy nie pozwolą mi schudnąć. A decyzja o byciu fit, chodzeniu po 15km z kijkami po parku i jedzeniem dziwnych nasion z innymi nasionami była najłatwiejszą w tym roku. Co do płacenia za leczenie – Matko Boska! Marzę o tym! Niestety, żyjemy w Kraju nad Wisłą. Ostatni raz za darmo u specjalisty byłam w 2008 roku. Potem to już tylko Hawaje w rachunkach lekarskich.

 

Grubi ludzie i morze

A konkretnie morze niezrozumienia. Bo reasumując to wszystko – pytanie Darii, historię Leny, teksty Magdy z Krytyki Kulinarnej i moje własne doświadczenia, najtrudniej jest się pogodzić z samym sobą. Gdyby Lena postanowiła najpierw pokochać siebie, musiałaby zrezygnować z Pana Idealnego wcześniej, niż on rzucił ją sam. Jednak to wymagałoby cierpienia i pozbycia się z życia kogoś, kto po prostu wydawał się świetnym kompanem. A w przypadku Darii, dziękowanie za to, co się ma powinno być na tym samym poziomie, co praca nad sobą. To jedyna dobra opcja. Szkoda tylko, że dziś łatwiej zaakceptować geja, afroamerykanina czy księdza z dzieckiem, niż dobrze ubranego i pewnego siebie grubasa na ulicy.

Początek wszystkiego

Jestem tolerancyjna, wspieram związki jednopłciowe moich przyjaciół, te z dużą różniąc wieku, ludzi różnego koloru skóry, ale braku empatii to ja się tolerować nie nauczę. Najtrudniej jest pokochać samego siebie. To taki impuls do dalszych zmian.
Byłam kiedyś chuda, serio. I wiecie co? Wcale nie byłam szczęśliwa. Ciągle myślałam, że jak jeszcze schudnę, to miłość sama zapuka do drzwi, a kariera będzie piękna i bezproblemowa. Nie miałam za grosz akceptacji swojego ciała. Ciałopozytywność to początek wszystkiego. Czasem nawet myślę, że początek zupełnie nowego życia. Tego, w którym pojawia się miłość, spełnienie i uśmiech w lustrze każdego dnia.