niebieska sukienka cavaricci plus size
Jest w Chorzowie takie miejsce, które jest symbolem. Symbolem zwycięstwa, klęski, ale przede wszystkim tęsknoty.

Niedzielny krajobraz zdominowała szarość. Tylko błękitne jupitery górujące nad horyzontem dawały niepokojące światło, jak to z morskiej latarni lub parkowej lampy, która migając w ciemnej uliczce nie zapowiada nic dobrego. W powietrzu czuć było tęsknotę. Bo gdy deszcz docierał do spragnionej trawy, spragnieni sukcesu kibice skandowali nazwę swojej drużyny. „RUCH, RUCH” – wybrzmiewało dumnie z oddali. Wspomnienia wielkich chwil stawały się coraz bardziej odległe, tylko wiara jakby nie malała.

To my, chłopcy ze Śląska!”

W zaciszu szpitalnego oddziału mężczyźni żywo komentowali wydarzenia na Cichej.
– Ruch zawsze bydzie wielki, ino prezes był ciul! – mówi jeden, po czym drugi, starszy, zaczyna skandować – WIELKA WIELKA WIELKA… – a potem to już idzie. Razem wyśpiewują „NIEBIESKA ERKA”, chociaż siostry proszą o odrobinę spokoju.
Bo w Chorzowie tak już jest, że gdy dochodzi do tematu niebieskiej drużyny, tęsknota miesza się z żalem. Historia wielkiego upadku, złego zarządzania i kibiców, którzy zrobią wszystko, by legendę uratować. Nawet, jeśli wiąże się to z wystawaniem pod Urzędem Miasta w czasie sesji Rady Miasta lub przekonywaniem innych, że z ogromnymi długami czy bez, Ruch ciągle jest wiele wart. Pytam Starszego Kibica, dlaczego on ciągle tak wierzy. Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
No jak to?! Było 14 majstrów, bydzie i 15! Ale tyś je młodo frelka, to ni pamiętasz….

Przerwa. Ruch po pierwszej połowie przegrywa 1:2.

Pierwsze przekleństwo

Miałam kilka lat, gdy Tata zabrał mnie pierwszy raz na mecz Ruchu. Byłam tak podekscytowana, że przed wyjściem z domu na ogromnym komputerze stacjonarnym, zostawiłam swoje Simsy, żeby przejrzeć „śpiewnik kibica”. Nauczenie się tekstu piosenki nie było wtedy dla mnie problemem. Lekcje śpiewu sprawiały, że moja pamięć była na wyższym poziomie zaawansowania niż dziś.
Idąc jedną z dłuższych ulic, nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że od pierwszej wizyty na Cichej jestem pełnoprawną mieszkanką Chorzowa.
Skrzypiące metalowe schody i słonecznik, który Tata chwycił u jednego z młodych dresów przed stadionem, a potem dzielił się nim z kibicami obok.
Duma w jego oczach, bo na pytanie „jak zaciągnąłeś córkę na mecz”, odpowiadał „sama zaproponowała.”
Pierwsze przekleństwo, którego nauczyłam się z osławionej przyśpiewki o PZPN, a którą z dumą wyśpiewałam Mamie po powrocie do domu.

Chóralny głos kibiców, który mógłby poruszyć ziemię i niebo.

Uśmiech Taty, który pamiętam do dziś.

Rozpoczyna się druga połowa.

Skansen zwany pożądaniem

Sentyment – oto, co czuję, myśląc o Ruchu. I choć życzę wizytówce Chorzowa jak najlepiej, patrzę na to mniej optymistycznie niż kibice, którzy skandując nazwę legendarnej drużyny z Cichej 6, mokną wytrwale na stadionie, który może robić za skansen. Według internetowej relacji, sami nawet wywieszają transparent z rytmicznym tekstem – „cała Polska się buduje, my mokniemy jak te …”. Ta sama relacja: w 57 oraz 58 minucie, padają podania „do nikogo”.
Za oknem robi się ciemniej, a ja przypominam sobie piosenkę, którą swego czasu można było usłyszeć w każdym miejscu miasta z kodem pocztowym 41-500; „Ciemne chmury nad chorzowskim miastem. (…) Niezwyciężeni, nic nas nie zatrzyma.”
I myślę sobie, o ile łatwiej byłoby mi mając dokładnie taką samą wiarę jak 5188 kibiców, którzy modlą się właśnie o wygraną i ratunek przed spadkiem do 3 ligi. Bo wtedy żadna porażka, nie byłaby tak bolesna. Dokładnie tak, jak wierni fanatycy Ruchu, mogłabym samej sobie powiedzieć – okej, nie wyszło, źle sobą zarządzałaś, ale to nie koniec, nawet jeśli upadasz niżej, niż miejsce, w którym ostatnio zaczynałaś. Tylko podnieś się i walcz dalej.


Kolejny niecelny strzał. Do końca 20 minut.

99 lat i nowy początek

Chwilę przed meczem Niebiescy świętowali piknikiem 99. urodziny. Ponoć pogoda pokrzyżowała im plany. Nie wiem, czy modlili się o ratunek czy z dumą pomyśleli, że taka Legenda odbije się nawet z najgłębszego dołu. Tęsknota za sukcesem, oto co ich napędza. Tylko czy tęsknota za dawnym życiem sprawi, że będę w stanie dzielnie walczyć o przyszłość? A może wręcz przeciwnie, będzie siłą niszczącą moją psychikę?

A ja przecież tęsknię; za cotygodniowymi wyjazdami, przebalowanymi nocami i energetykiem – wieczorem z wódką, rano z pizzą na zabicie kaca. Za beztroskim uśmiechem, poczuciem bezpieczeństwa i pracą, która nie kończyła się po 8 godzinach i dawała mi radość, a nie ból. Ale może właśnie ten moment, w którym teraz się znajduję jest nowym początkiem? Momentem na rachunek sumienia. Bo może i Ruchowi tęsknota wychodzi na dobre, będąc siłą napędową. Czasem jednak tak jak Patowi, bohaterowi „Poradnika pozytywnego myślenia”, ta tęsknota może zniszczyć życie – nie pozwala cieszyć się teraźniejszością, a planowanie przyszłości jest zaburzonym procesem.

Ruch przegrywa 1:2. Jedną nogą jest już w III lidze.

Stadion otula mgła.

Wrzawa cichnie.

Pozwolić sobie na nowy początek, wyciągając lekcje.

Sukienka – Cavaricci